Witajcie pod dłuższej przerwie.
Jak widzicie na blogu zaszły małe zmiany i mam nadzieję, że spodoba się Wam nowa szata graficzna ;)
Zrobiły mi się już spore zaległości kosmetyczne, więc na swoje recenzje czeka całe mnóstwo dobroci :)


Na dobry początek chciałam się z Wami podzielić moim odkryciem ostatniego miesiąca, które na pewno pojawi się w ulubieńcach czerwca (w przygotowaniu), a mianowicie są to cienie Black Onyx.

Na cienie te trafiłam nowej drogerii, którą otworzyli na ulicy obok. Jak głosi etykietka na opakowaniu dystrybutorem cieni jest forma Victory Cosmetics Inc. z USA. Cienie, które kupiłam (zresztą jak widać na poniższym obrazku) to „czteropak”. Dostępne są również cienie podwójne oraz pojedyncze wypiekane.

Cienie umieszczone są w eleganckim czarnym pudełeczku, poręcznym. Oczywiście do cieni dołączony jest aplikator. W środku znajduje się również małe lusterko – moim zdaniem zdecydowanie za małe, żeby się nim posługiwać, ale jego wielkość ograniczona jest otworem w pokrywce.
Cienie są miękkie, wręcz aksamitno kremowe, dlatego też trzeba uważać przy ich aplikacji, ponieważ okropnie się osypują. Jak widać na zdjęciu wybrałam zestaw w kolorach beżu, złota i brązów (jest to nr 81).
Na oku wyglądają fantastycznie, bardzo ładnie się rozprowadzają no i co najważniejsze są TRWAŁE ! :) Czasami, zdarzy mi się zasnąć w makijażu i cienie te potrafią przetrwać do rana, prawie nieruszone.
Produkt ten bardzo pozytywnie zaskoczył mnie swoją trwałością, dodatkowym plusem jest cena – ok. 15 zł, a jego osypywanie się podczas aplikacji wydaje się przy tym być na prawdę małym minusem. Polecam :)
Niedługo postaram się zamieścić zdjęcia makijażu z tymi cieniami w roli głównej. Na koniec mam jeszcze pytanie do Was. Czy miałyście już do czynienia z produktami tej firmy ? Jakie wrażenia ?