No cóż, dobre opinie czytelników i to, że pozycja zajęła pierwsze miejsce w plebiscycie Książka Roku 2015 w kategorii „Fantastyka, Fantasy” sprawiły, że i ja sięgnęłam po Czerwoną Królową, autorstwa Victorii Aveyard.
Ba, nawet od razu nabyłam drugą część, bo lubię wiedzieć co było dalej…
Nie zaprzeczę, że początek był obiecujący i wiązałam z tą pozycją nadzieje na fajną, wciągającą historię. Spodziewałam się mnóstwa zaskakujących zwrotów akcji, fajnie rozbudowanych relacji między bohaterami. Niestety im dalej w nią brnęłam, tym bardziej stawała się nużąca, monotonna, przewidywalna i z coraz mniejszą chęcią i ciekawością przewracałam następne strony.
Mamy całe mnóstwo nudnych, przydługich opisów. Brak w niej interesujących dialogów, których i tak jest jak na lekarstwo. A relacje między głównymi bohaterami, aż się proszą o rozbudowanie, o coś głębszego niż tylko, rzucenie na ich temat kilku zdań, tak mimochodem… mam wrażenie, że autorce się nie chciało. Jak by była zmuszona do dociągnięcia tej historii.
No i jeszcze to uderzające podobieństwo do „Igrzysk śmierci”. Miałam wrażenie jak bym czytała tą samą historię tylko z pozmianianymi imionami.
Reasumując… dla mnie ta książka to raczej Rozczarowanie Roku 2015 i na prawdę sama nie wiem czy sięgnąć po „Szklany miecz”, bo raczej to tej kontynuacji nie spodziewam się czegoś innego.