Wieża świtu (Tower of Dawn) Sarah J. Maas to kolejna powieść z cyklu Szklany Tron. Zapraszam do przeczytania recenzji :)
Na Wieżę świtu z niecierpliwością czekało wielu czytelników i czytelniczek, ponieważ seria Szklany Tron zebrała już niemałe grono fanów. Akcja tego tomu rozgrywa się w tym samym czasie co Imperium Burz, a jego głównymi bohaterami są Chaol Westfall oraz Nesryn Faliq, którzy w poprzednich częściach byli zdecydowanie postaciami drugoplanowymi.
Chaol i Nesryn wyruszają na Północny Kontynent do miasta Antica z desperacką misją nakłonienia wielkiego kagana imperium do udziału w wojnie przeciwko siłom Perringtona, ale i również z nadzieją na uzdrowienie Chaola przez którąś ze słynnych uzdrowicielek z Torre Cesme. Co to ich spotyka przechodzi ich najśmielsze oczekiwania – przychodzi im stawić czoło niebezpieczeństwu, którego nie spodziewali się spotkać na Północnym Kontynencie, a przekonanie wielkiego kagana do udziału w wojnie okazuje się nie takie łatwe. Mimo wielu przeszkód i komplikacji zyskują wiele, jakże cennych dla nich informacji, udaje min się zyskać kilku ważnych sprzymierzeńców, a niepozorna uzdrowicielka Yrene Towers wydaje się odegrać bardzo ważną rolę w powodzeniu ich misji.
Szczerze mówiąc, do tej książki podchodziłam trzy razy i dopiero za trzecim razem zaskoczyło. Nie wiem dlaczego nie mogłam się w nią wkręcić, może to był jakiś kryzys czytelniczy, ale powiem Wam, że jak już zaskoczyło to nie mogłam się od niej oderwać, cały czas myślałam, tylko o tym kiedy będę mogła znowu ją wziąć w ręce i dowiedzieć się CO BĘDZIE DALEJ.
W Wieży świtu pojawiło się wiele nowych postaci, które z tym jak się pojawiały, zyskiwały na mojej sympatii. Nawet sam Chaol, który wcześniej załapał u mnie niezłego minusa, zyskał w moich oczach i to wiele. Yrene Towers, udrowicielka, wbrew pozorom okazuje się niezłym ziółkiem – ta to ma charakterek, a dzieci wielkiego kagana to też niezłe łajdaki – Sartaq to mój faworyt ;D
Poznajemy również ludy zamieszkujące Południowy Kontynent, wraz z ich historią, poznajemy nie tylko przepiękne zakątki, ale również te mroczne, które skrywają mrok i niebezpieczeństwo.
Jeśli chodzi o samą fabułę to Sarah J. Maas tak nią zakręciła, że w życiu bym się nie domyśliła jak to się wszystko potoczy. Akcja świetnie się rozwinęła, a wątki i informacje, które pojawiły się w tej części, idealnie połączyły się z poprzednią częścią i wyjaśniły wiele spraw.
Wieża świtu to pozycja obowiązkowa! I już nie mogę się doczekać dalszego ciągu, bo zarówno Imperium burz i Wieża świtu skończyły się w tym samym momencie, a był to moment iście PIEKIELNY.
Za możliwość przeczytania Wieży świtu dziękuję Wydawnictwu Uroboros.